Książki > Trzynastka na karku

O książce - Fragment - Oficjalna strona

Trzynastka na karku - fragment

Książka nominowana do nagrody IBBY 2006 w kategorii "Książka roku"

Sobota, 5 lutego

Z rana pod drzwiami do naszego mieszkania pojawiła się ciocia Grażynka, z wujkiem Waldkiem w tle. Ciocia wydawała z siebie dźwięki, które jej zdaniem były popularną, urodzinową piosenką "Sto lat". Nie muszę wspominać, że zdanie to było odosobnione, bo wszyscy, którzy zgromadzili się w okolicach drzwi wejściowych, zwabieni dziwnym hałasem, patrzyli na nią zdumieni.

Wujek Waldek zauważył to i dawał cioci jakieś znaki, ale ona nie przerywała występu, zachęcona widokiem licznej publiczności, na którą składali się moi rodzice, ja, dwójka mojego rodzeństwa oraz sąsiedzi, którzy wyjrzeli z mieszkania i stanęli jak wryci. Kiedy zorientowałam się, że ciocia powtarza "Sto lat", zaczęłam gorączkowo zastanawiać się, kto ma dziś urodziny. Tata? Nie, on jest z listopada. Mama? Nie, ona ma urodziny w pierwszy dzień roku szkolnego, czyli we wrześniu. Julka? Julka urodziła się jakoś w lecie, więc na pewno nie. Jojo? Jojo dla odmiany urodził się w dniu dziecka.

Wyszło mi, że wcześniej będą moje własne urodziny, a wtedy przypomniała mi się historia z ciocią Bożeną sprzed dwóch dni. Moi rodzice prawdopodobnie dokonali podobnych operacji myślowych i doszli do podobnych wniosków. Zakłopotani patrzyli na rozśpiewaną ciocię, zastanawiając się, co zrobić, żeby uświadomić jej pomyłkę i przerwać jej niezbyt profesjonalny występ. Pierwsza oprzytomniała mama. Wciągnęła ciocię do mieszkania, uśmiechnęła się przepraszająco do spłoszonych sąsiadów i zamknęła drzwi.

Ciocia tymczasem zakończyła występ i poczekała przez chwilę na oklaski, których nie było. Trochę ją to rozczarowało, ale udała, że tego nie zauważyła i... zaczęła składać mi życzenia.

- Wszystkiego najlepszego, Aniu! Żebyś wyrosła na hożą dziewoję!

Nie wiedziałam, jak to rozumieć. Hasło "hoża dziewoja" kojarzyło mi się z młodszą wersją tak zwanej "kobiety puszystej".

- I żebyś nabrała trochę ciała! - dorzuciła radośnie ciocia, pozbawiając mnie resztek wątpliwości. - Jesteś taka... - Tu ciocia dyplomatycznie przerwała i chwała niech jej za to będzie. - O właśnie! Mam dla ciebie prezent! - przypomniała sobie i sięgnęła do swojej gigantycznej i jak zwykle wypchanej po brzegi torebki. Wyciągnęła z niej dwie napoczęte paczki chusteczek higienicznych, używane rajstopy i krem przeciwzmarszczkowy. Nie byłam przygotowana na taki prezent...

- Ale ona nie ma dzisiaj urodzin - odezwała się Julka.

- Właśnie... Ania nie ma dziś urodzin... - poparła ją mama.

- Jak to nie...? - Nie zrażona ciocia grzebała w czeluściach swojej torebki.

Tymczasem z pokoju rodziców wyszedł mój tato, który w międzyczasie się tam wymknął.

- Na śmierć zapomniałem o twoich urodzinach - zaczął, zwracając się do mnie.

- Ona nie ma dziś urodzin! - powtórzyła stanowczo mama.

- Nie? - przyjął do wiadomości tato. - Aha. - Schował do kieszeni banknot, który miał w ręce, czego od razu pożałowałam. Tata nigdy nie pamiętał o naszych urodzinach. Nie pamiętał nawet, ile mamy lat. Ostatnio twierdził, że ja mam osiem, a Julka trzy...

- Jak to nie? - zdziwił się wujek. - Słyszysz? Ona nie ma urodzin! - powiedział do cioci.

Ciocia z wrażenia przestała grzebać w torebce.

- Dzisiaj nie - przyznała - ale miała w tygodniu, więc, jak zwykle, pojawiliśmy się w najbliższy weekend z prezentem.

- Ania nie miała urodzin w tym tygodniu - odezwała się mama.

- Miała! - Ciocia była gotowa pójść o zakład. - Wiem, bo jestem jej chrzestną!

- Moje urodziny są drugiego marca - wtrąciłam.

- Niemożliwe! - ciocia znów sięgnęła do torebki.

Podała mi dezodorant w kulce, tabletki na ból głowy, puderniczkę i kieszonkowy kalkulator. Wreszcie wydobyła telefon komórkowy.

Oparła się o drzwi i zaczęła przeszukiwać zasoby jego pamięci.

- Wejdźcie do pokoju - zapraszała mama. - Co prawda Ania nie ma urodzin, no i jest trochę bałagan, jak to w sobotę... Wiecie, sprzątanie, pranie, zakupy... - tłumaczyła się.

- Nie no... nie ma sprawy... Mnie też się wydawało, że te urodziny były jakoś później... - Wujek Waldek był gotów się wycofać.

- O mam! - zawołała tymczasem triumfalnie ciocia Grażynka, podsuwając mi pod nos telefon. - Urodziny Ani, 03.02. Zgadza się?

- Zgadza się - przytaknęłam. - Drugi marca.

- Trzeci luty! - upierała się ciocia.

Usiłowałam jej przetłumaczyć kolejność wyświetlania dni i miesięcy w jej telefonie, ale ciocia uważała, że skoro to jej telefon, to ona lepiej wie, o co mu chodzi. Nie wspominając o tym, że telefon absolutnie nie może się mylić.

Nie wiem, ile czasu spędziłabym w przedpokoju z ciocią Grażyną i jej telefonem, gdyby mama niemal siłą nie zapędziła nas do dużego pokoju. Tam goście zostali poczęstowani paluszkami i kawą oraz zaproszeni na obiad, który mama właśnie gotowała. W międzyczasie cioci udało się znaleźć prezent, jakim w tym roku postanowiła mnie obdarzyć.

Tu muszę wyznać, że choć jak każdy normalny człowiek lubię dostawać prezenty na urodziny, to prezentów od cioci Grażyny wolałabym uniknąć. Dostaję je co roku i nigdy nie wiem, co z nimi robić.

Czapkę w kształcie pyszczka myszki Miki, którą dostałam dwa lata temu do dziś nosi misiek Julki, któremu ubrałam ją w dniu owych urodzin. Bluzy, otrzymanej w ubiegłym roku nigdy nie ubrałam, bo znam angielski na tyle, żeby wiedzieć, że połyskujący napis z przodu "BIG FART" wcale nie znaczy "mam wielkiego FARTA" - jak wmówił cioci sprzedawca.

Dzisiejszy prezent przebił wszystkie dotychczasowe...

Copyright by Katarzyna Majgier 2006 - 2012